Po swoim mocnym i trudnym dla niego samego przemówieniu, Hoffman ponownie opuścił głowę. Czuł, że powiedział za dużo, jednak kiedyś trzeba było to powiedzieć, a jakiż inny moment mógłby być bardziej odpowiedni od tego? W przeciwnym wypadku, skrywane emocje i żal z powodu nie wypowiedzenia tego co miał na myśli zabijałyby go od środka niczym rak.
Wtedy na jego głowie wylądował but. Obcas Ayame nie spotkał się z żadnym oporem, przez co głowa Hoffmana szybko i z dużą siłą wbiła się w piach przed nim. Szczęśliwie dla niego, odległość pomiędzy czołem, a gruntem była niewielka. Przez chwilę poczuł, że spotka go to, na co zasługuje, że dostanie możliwość naprawienia wyrządzonych krzywd poprzez pokutę. Jednak słuchając tego co ma do powiedzenia, bardzo szybko się przekonał, że to nic innego, jak próba odwrócenia całej, tak poważnej i istotnej dla niego sytuacji w żart. To był dla niego kolejny cios, który mocno odczuł. Jego oczy zamarły w miejscu jak martwe. Nawet po zdjęciu buta z jego głowy, nie zmieniła ona swojego ułożenia.
Jednak wtedy ponownie odezwała się Chinatsa. Mrugnął, a kiedy otwierał powieki, jego wzrok patrzył w kierunku, z którego dochodził jej głos.
Potrzebował ich. Wbrew słowom jego przywódczyni tak bardzo ich potrzebował... Kolejna łza wylała się z jego oka. Już miał to powiedzieć, chciał, aby to wiedziały, choć częściowo dziwiło go, iż mogłaby ona tak pomyśleć. Jednak ostatecznie, zdał sobie sprawę z czegoś, przez co nie mógł z siebie wykrztusić tych słów. Tym czymś była konfrontacja z jego czynami oraz poczucie wzięcia za nie odpowiedzialności, które ostatecznie sprawiały, że nie uważał, aby miał do tego jakiekolwiek prawo. Teraz łza wypłynęła z drugiego oka.
Wraz z kolejnymi, następującymi po sobie słowami Ayame, jego beznadzieja jedynie się pogłębiała. Nie było w nich żadnego zdania, któremu mógłby przyznać rację. Wówczas tym bardziej zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo nie rozumieli się nawzajem, jak bardzo nie znali siebie, i swoich uczuć.
Jaki sens...? Jaki jest sens kontynuować życie w takiej beznadziei, która przeciągana dalej będzie jedynie coraz bardziej ranić każde z nas? Jak można żyć z... jak można kochać osobę, której się nie rozumie? Która mnie nie rozumie? Czy my się w ogóle, kiedykolwiek tak naprawdę poznaliśmy? Czy ciągnięcie tego dalej ma jakikolwiek sens? A może... może popełniliśmy błąd? Może to wszystko jest jednym, wielkim nieporozumieniem...
Frustracja coraz bardziej rozgrzewająca jego przyciśnięte do podłoża płuca zmusiła go do powstania. Inaczej musiałaby eksplodować. Z dużym wysiłkiem podkulił nogi do klęczek, po czym wciągnął na nie resztę tułowia, opierając się rękami o piach, nadal będąc odwróconym do nich tyłem.
- Umoralniałem?
Karta Postaci | Zanpaktou | Klan | Historia | Kartoteka
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]
Offline
Chinatsa słuchała. Słuchała tak uważnie, jak chyba jeszcze nigdy w życiu. Mimo pochylonej głowy chłonęła każde słowo Hoffmana analizując je później jednak to czego wysłuchiwała najbardziej to swojego serca. Serca, które z każdym kolejnym zdaniem rozsypywało się. Serce, które już raz zdołała poskładać rozpadało się po raz kolejny. Od czasu do czasu unosiła lekko głowę choć jej twarz wciąż pozostawała niewidoczna.
Słowa skierowane do Ayame wywołały u niej cichy, drwiący śmiech, choć równie dobrze mogło to być łkanie.
Niestety nie dane im było rozpoznać czy śmiała się czy płakała bo gdy podniosła głowę w jej oczach nie było ani śladu łez. Tak jak Hoffman podniosła się z klęczek i stanęła wyprostowana słuchając słów, które tym razem kierował do niej. Przez długi czas nie mówiła nic, tylko patrzyła prosto na niego. Może minęła minuta a może cała wieczność kiedy ruszyła do niego
szybkim krokiem niemalże potykając się po drodze. Tym razem odgłos, który wydobył się z jej ust był zdecydowanie łkaniem ale ona nie przejmowała się tym. Nie dlatego, że nie miała uczuć ale dlatego, że okropna myśl zaświtała jej w głowie i wiedziała, że to jest prawda a nie żaden straszny sen.
Minęła go i stanęła przed nim bardzo blisko a oczy, choć pełne łez, błyszczały gniewnie.
-Jakim prawem nas oceniasz? - odezwała się chłodno przez zaciśnięte zęby - Jakim prawem nas osądzasz?
Nikt na tym cholernym pustkowiu nie przyszedł ci na ratunek tylko my. MY! Zapomniałeś czym jest przyjaźń, zapomniałeś kim dla siebie byliśmy i zapomniałeś o Klanie i o swoich obietnicach! Złamałeś przynajmniej setkę razy każde przyrzeczenie jakie mi złożyłeś a jednak byłyśmy tu dla Ciebie! A teraz masz czelność mówić mi o bierności?
Szybkim ruchem wyciągnęła miecz i przystawiła go do szyi chłopaka.
- Mogłabym cie teraz zabić za to co powiedziałeś. - szepnęła - Tego chcesz? Takiej kary? Śmierci? Nie, ja ci jej nie dam, to by było dla ciebie wybawienie.
Odsunęła miecz od Hoffmana i schowała go cofając się o krok.
- Nie masz nawet prawa płakać! - krzyknęła pomimo palącego gardła - Nawet nie masz pojęcia jak się czuję! Wcześniej tylko udawałeś, że ci zależy a ja ci ufałam! Mogłam posłuchać Patariko, mogłam zostać w Pałacu tak jak chciał bo tylko tam zawsze był ktoś, komu na mnie zależało a mimo to jak głupia biegłam do ciebie żeby cie ratować!
Oddychała płytko a na jej twarzy pojawił się grymas bólu i nienawiści.
- Ale nie będę już głupia. - wyciągnęła rękę i siłą zmusiła go żeby na nią spojrzał. Prosto w oczy.
- Wiesz dlaczego nie masz dostępu do moich uczuć? - szepnęła cicho już spokojnym głosem, tak, by tylko on mógł ją usłyszeć - Bo one dla ciebie już nic nie znaczą. Gdyby było inaczej, pocieszyłbyś mnie.
Przesunęła rękę z twarzy na jego głowę. Ten jeden gest pokazywał, jak bardzo mimo wszystko dziewczyna była związana z Hoffmanem. Serce mogło krzyczeć z bólu, ale ona uparcie, nawet w chwili nienawiści, potrafiła zdobyć się na delikatny gest.
- Co mi po Twoim sercu jeżeli jest dla mnie martwe? - zapytała zabierając dłoń i patrząc na niego smutno.
Zrobiła kilka kroków w tył i otarła twarz.
- Żegnaj Hoffman. Nie sądzę, żebyśmy się jeszcze spotkali.
Skończywszy to mówić wyciągnęła dłoń w którym schowany był kamień, który mógł przenieść ją do Pałacu.
Zanim go użyła spojrzała jeszcze na Ayame.
- Przepraszam.
Następnie skierowała wzrok ponownie na chłopaka
- Przynajmniej o ciebie walczyłam.
Nie mówiąc już nic zamknęła oczy i zniknęła.
Offline