Pusty był w kropce. Rzęził i wierzgał ale nagle zamarł i przestał się ruszać a biała zbroja odkruszyła się kawałami i poodpadała od ciała Nassanaela. Ten był nieprzytomny przez dłuższą chwilę. Jego energia duchowa ustabilizowała się ale była trochę inna niż przedtem. Jakby bardziej nieprzyjemna. Łańcuchy trzymały go mocno ale zdaje się, że nie były już potrzebne. W rujnowanej okolicy zapanował spokój...Po chwili Nass odezwał się zachrypniętym, słabym głosem:
- Co jest kuźwa...już? Co tu się... - dodał rozejrzawszy się po okolicy na tyle na ile pozwalały mu łańcuchy - ...uwolnij mnie z tego.
Chciał dodać coś pustemu wewnątrz ale ten zniknął w cholerę zanim zdążył wygłosić epicki tekst na miarę swojej niesamowitej genialności. Pech.
Offline
Patariko widząc jak elementy "ciała" pustego odpadają uśmiechnął się. Zobaczył twarz Nassa i uśmiechnął się. Dezaktywował Fullbring, a wraz z nim łańcuch. Pat był dość mocno posiniaczony, większość ran jednak została zagojona przez jego zdolności.
-W końcu, zaczynał mnie drażnić, dlatego ocknąłeś się w takiej pozycji. Ah... i dobrze, że skończyłeś, jeszcze trochę i bym go zabił... coraz bardziej mutował.
Powiedział Pat spokojnie spoglądając bezemocjonalnym wzrokiem na Nassa.
Offline
Nass wstał, otrzepał się, zaklął pod nosem bo zabolało go w paru miejscach. I spojrzał na kumpla.
- Po prostu byś go kurwa zabił tak? Żesz...cierpliwości Pat, dałem radę? Dałem, to co bzdury gadasz. Maska przyda się na pieski Kanabo. Muszę Ją wypróbować. A tak a propos. Buntownikom przydałby się świeży sojusz. Przemyśl to, odezwę się niedługo.
Pozbierał się do kupy i stwierdził, że czuje się jakoś inaczej. Dobrze. Pewniej. I ma o wiele lepszy humor.
Offline
-A nie miałeś olać buntowników?
Zapytał spokonie Pat, powoli odwrócił się na pięcie.
-Ale dobrze. Masz moje wsparcie, wiesz o tym, prawda? Przekonam jak najwięcej fullbringerów...
Rzucił przez ramię, powoli ruszył przed siebie, aż nagle zniknął z oczu Nassa pozostawiając za sobą tylko zielone światełko.
Offline
- Jak jeszcze ja ich zostawię to za chwilę będę patrzył na ich zagładę...banda idiotów.
Mruczał już w sumie do siebie. Miał w sobie dużo satysfakcji z okiełznania Pustego. Czuł się silny jak nigdy dotąd. Dopisywał mu humor i miał ochotę na działanie. Na zdecydowane działanie. Ale narazie trzeba dojść do siebie po tym wszystkim.
Ruszył powoli przed siebie, i po chwili także ulotnił się w niewiadomym kierunku...
Została po nich tylko rozwalona latarnia i kawałek zdemolowanego wybrzeża...
/zt.\
Offline