Chinatsa zabrała się za nastawianie stawu kolanowego chłopaka. Porządnie już napuchło, więc lepiej było to zrobić szybko, jednak lekko dotykała kolano, czy nie jest to aby coś więcej niż przetrącenie stawu.
- Kiedy? - powtórzyła za nim badając palcami nogę chłopaka. - Mniemam, że zrobiłeś to sobie nieświadomie, to znaczy - poprawiła się - zrobiłeś to, kiedy latałeś i wszystko rozwalałeś po drodze. Walczyć na pewno nie walczyłeś, za mało czasu minęło, odkąd wyszłam, śmiem twierdzić, że nie więcej niż 10-15 minut. A twoje... hmm... twoja destrukcyjność zadziałała bardziej, bo byłeś po kilku piwach (bo Nass kiedy pojawił się w magazynie był już wstawiony).
Wykorzystując sytuację, czyli to, że Nass bardziej skupił się na niej niż na sobie, chwyciła pewnie kolano chłopaka i nastawiła je jednym, szybkim ruchem.
A może powinna przekwalifikować się na medyka? Za prorokowanie można być spalonym na stosie, albo w najlepszym wypadku zostać uznanym za wariata.
- Jesteś bardzo miły Nass - poklepała chłopaka po zdrowym ramieniu i wyciągnęła w jego kierunku rękę by pomóc mu wstać i doczłapać się do tronu. - Piękno nie zawsze idzie w parze z charakterem niestety, a mnie do anioła akurat teraz jest najdalej niż kiedykolwiek wcześniej.
Offline
Nass poczuł jak China nastawia mu kolano. Ból przeszył go tak mocno, że aż zadrżał i zagryzł zęby. Nie wrzasnął tylko nimi zazgrzytał. Potem odetchnął czując, że kolano chociaż obolałe tkwi już w udzie jak trzeba. Westchnął chrapliwie i splunął krwią na tron. Słuchając dziewczyny powoli odzyskiwał pełną przytomność. Gniew i szaleństwo wycofały się gdzieś za ciepłą mgłę.
- Cóż...nie zaprzeczę..mam wszystkiego dość. Mam dość Hoffmana, mam dość siebie, mam dość zabijania i mam ochotę zabijać... - przerwał i usiadł na tronie sycząc - a przede wszystkim się w Tobie zakochałem China i mam dość owijania w bawełnę. Marny ze mnie skrytobójca co?
Pokiwał głową i nie wiedział co dalej mówić. Nie chciał znowu poczuć emocji, nienawidził emocji. I kochał je czuć. Był po prostu zagubionym gówniarzem a nie shinigami.
Tatuaż na twarzy wciąż parzył go lekko i drażnił.
Offline
- U mnie to samo, no może oprócz tego zabijania - westchnęła dziewczyna patrząc jak Nass sadowi się na tronie.
Dobrze, że kolano było tylko przetrącone...
Słysząc ostatnie słowa chłopaka, mimo iż podejrzewała dużo, dużo wcześniej uczucia skrytobójcy, to i tak co innego jest podejrzewać lub nawet wiedzieć, a co innego usłyszeć je. Zakłopotana po raz pierwszy od długiego czasu przestąpiła z nogi na nogę. W końcu popatrzyła na chłopaka dziwnym wzrokiem, jakby przepraszającym, ale zarazem odważnym i pełnym powagi.
- Wiem Nass, ale nie mogę dać ci tego, czego oczekujesz. Tak naprawdę nawet nie dałam tego Patariko. To po prostu przywiązanie, szacunek i radość przebywania przy twoim boku, a nawet skoczenie i zasłonienie własną piersią w razie kłopotów, lub nawet oddanie życia, ale nie jest to miłość... W życiu kochałam prawdziwie tylko raz i to nie było TO życie - uśmiechając się lekko usiadła obok tronu i uniosła głowę patrząc na Nassa wiedząc, że uciekanie wzrokiem było by nieodpowiednie. - Dlatego nie mogę dać ci miłości, bo nie utraciłam jej umierając. Dalej żyje we mnie i czułabym, że zdradzam tego, którego wciąż kocham, gdybym odpowiedziała twierdząco. Wiem, że to nie jest miłe słyszeć takie rzeczy, ale pamiętaj, że masz we mnie wierną przyjaciółkę, która nigdy cię nie opuści, nawet, jeżeli zrobisz coś, co ściągnie na ciebie gniew wszystkich - mówiąc to położyła dłoń na jego dłoni i w końcu poczuła, że może odwrócić wzrok. Skupiając się na sali zaśmiała się pod nosem. - Nie Nass, wcale nie jesteś beznadziejnym skrytobójcą. Śmiem twierdzić, żeś najlepszy ze wszystkich, a jeżeli chodzi ci o to, że czasem troszkę wariujesz, to... każdy z nas ma w sobie demony, nawet ja.
Ostatnio edytowany przez Chinatsa Miyamoto (2013-10-03 19:50:09)
Offline
Nass w miarę słuchania Chinatsy spokojniał. Na jego twarzy zagościł smutny uśmiech. Gdy ujęła jego twarz w dłonie poczuł się jak małe dziecko, jak dotknięty przez anioła niegrzeczny chłopiec. W jednym oku pojawił się niechciany gość, łza. Spłynęła w dół po ubrudzonym policzku. I to wszystko. Nie zaszlochał, nie wiedział co odpowiedzieć...ale tylko przez chwilę. Po chwili wstał z tronu i stanął obok dziewczyny. Leciutko chwycił Ją za rękę i ścisnął Jej palce.
- Dziękuje za szczerość. Tak czy siak...kocham Cię China i nic na to nie poradzę, to nieuleczalne choróbsko jak doskonale sama wiesz... - cały czas zaglądał Jej w oczy a teraz spojrzał na sufit z dziwną miną - szanuję to, że masz w sercu kogoś innego, miłość to nie posiadanie, to...no właśnie - zaśmiał się gorzko, załamał mu się lekko głos - więc przyjaźń. I China...mam nadzieję, że wiesz o tym, że nie dam Cię skrzywdzić nikomu jakkolwiek głupio by to nie brzmiało.
Nie dodał nic o tym, że podziwia Chinatsę za wielkie serce i pamięć dla tego...kimkolwiek był. Nie powiedział, że mu zazdrości, nie powiedział o tym czego nie potrafił wyrazić...o słodziutkim bólu który kwitnął gdzieś w jego duszy. Przestał myśleć, uciął myśli jak nożem, koniec użalania się nad sobą. Puścił Jej rękę i stał tak, w ogóle zapomniał o ranach. Czuł się jakby potrącił go wielki tir pełen czegoś słodkiego i gorącego. Pokręcił głową.
- I nie słodź mi China, miła jesteś ale moja siła w tym świecie to śmiech na sali.
Offline
Chinatsa tylko kiwnęła głową, niezdolna do wypowiedzenia czegoś innego niż "przykro mi" lub "wiem, że cie zraniłam" bądź nawet "nie bądź na mnie zły". Wszystkie słowa brzmiały banalnie i dobrze wiedziała, że gdyby ona usłyszała takie słowa od tego, którego kocha, prawdopodobnie bardzo by się zezłościła. Co da słowo "przepraszam"? Nic, a i w tym kontekście jest nieodpowiednie.
- Wiem o tym. - odpowiedziała cicho odwzajemniając uścisk, jednak po chwili puściła jego dłoń. - Tak jak mówiłam, u mnie możesz liczyć na to samo, choć wojownik ze mnie nijaki - zaśmiała się lekko. - No wiesz, dla mnie jesteś bardzo silny, przecież nie istnieje tylko Pan Hao, Hoffman, Pan Rafael i inni. Może oni są najsilniejsi, ale nie znaczy to, że ty jesteś słaby.
Offline
Nass odciął się od emocji, no może nie całkiem, coś go gdzieś w środku wciąż bolało ale starał się to olewać.
- Taa, pan Hao, przypomniało mi się jak prawie zabił mnie gdy podglądałem jak dziewczyny go karały za zdradę...
W innej sytuacji Nass pewnie parsknąłby śmiechem ale nie po tym co usłyszał. Wszelka nadzieja w nim padła. Był spokojny, dziwnie spokojny. Jednocześnie cieszył się, że będzie mieć w dziewczynie przyjaciółkę. Nagle zapragnął chwycić jakąś butelkę z mocnym alkoholem i wypić ją duszkiem. Po chwili namysłu stwierdził, że nie na to teraz czas.
- Dziwna sytuacja co? Nie gadajmy już w takim razie o tym. Co porobimy? Wiesz co...tak sobie myślę, czy kiedykolwiek Hoff okazał Tobie lub komuś w Twojej obecności jakieś autentyczne emocje?
Offline
Chinatsa zaśmiała się cicho.
- Za zdradę? Ciekawa jestem, cóż takiego mu urządziły...
Na pytanie, odpowiedziała wzruszeniem ramion.
- Oczywiście, okazywał dopóki nie dowiedział się, że jestem jego dowódcą. No może jeszcze jakiś czas po, później zmienił się diametralnie. Mimo, że jest arogancki w swoim zachowaniu, ale to ciągle Hoffman, nie? Co robimy? - podrapała się po nosie a potem zlustrowała chłopaka spojrzeniem.
- Sądzę, że ty powinieneś się położyć i odpocząć i wyleczyć pozostałe rany, z tą nogą i tak byś nie wiele pospacerował, a ja właśnie mam ochotę trochę pozwiedzać. Chwilę się przejdę i później wpadnę zobaczyć, czy odpoczywasz, ok? - uśmiechnęła się do niego i poklepała lekko po ramieniu.
- Idź się połóż, a ja sobie pozwiedzam. Będę na siebie uważać - uprzedziła jego słowa i skierowała się w stronę drzwi, by wyjść na świeże powietrze i skierować się w pierwszą lepszą stronę.
Offline
Nass pokiwał głową i uśmiechnął się do Niej słabo na pożegnanie. Potem gdy Chinatsa odeszła udał się powoli, utykając, do wyjścia z pałacu, zmęczyły go te wszystkie emocje. Miał chwilowo dość wszystkiego więc postanowił się również się przejść.
No i masz kochasiu...dostałeś kosza.
Usiłował się roześmiać ale nie bardzo mu to wyszło.
Offline
Chinatsa pojawiła się nagle w Sali Tronowej zaraz po tym, jak użyła kryształu. Nie rozglądając się podeszła prosto w stronę środkowego tronu i usiadła na nim podciągając kolana pod brodę. Oparłszy głowę o jedno z oparć zapłakała głośno wiedząc, że i tak nikt jej nie usłyszy. Po dłuższej chwili otarła łzy i tępo wpatrywała się przed siebie czekając na pojawienie się kogokolwiek, kto mógłby ją stąd wyciągnąć.
Edit: Nie mogąc dłużej wysiedzieć w miejscu zeskoczyła nagle z tronu i nie wydając najmniejszego dźwięku wyszła z Sali Tronowej a później z samego Pałacu kierując się w tylko sobie znanym kierunku.
Offline