W urokliwej dolinie, po środku wielkich wzgórz, obok dużego jeziora stoi zabytkowy zamek, częściowo drewniany, częściowo kamienny. Mimo starości trzyma się jeszcze, może prócz elementów, które stały na wodzie, tych już nie ma, spoczęły na dnie. Siedziba klanu shinobich została wyludniona przez przegraną bitwę i bezlitosną masakrę dokonaną po niej przez samurajów z Kyoto pod koniec XVII wieku. Był to odwet za udane misje ninja na terenie Kyoto, które wywołały wiele zamieszania i pozbawiły życia znaczną liczbę samurajów, dostojników a nawet samego władcę Kyoto. Shinobi nie mogąc uciec w wyniku oblężenia zginęli w bezlitosnej bitwie, w której nie brano jeńców. Sam zamek jest rozległym kompleksem o skomplikowanej budowie, ma wiele balkonów i wieżyczek i różnej wielkości komnat w których jeszcze teraz walają się kości walczących, fragmenty zbroi i broni. Pod zamkiem znajduje się system się system korytarzy i kryjówek pełnych podstępnych pułapek, którymi podobno uciekła pewna grupa shinobich. Z powodu opisanej wyżej bitwy miejsce podobno jest nawiedzone i często pojawiają się tam Puści, czekając na nieostrożnych zwiedzających lub zwabionych pozornie bezpiecznym schronieniem dusz.
Offline
Tutaj Amaya miała swoją kolejną kwaterę "na wszelki wypadek". Ukrywanie się (przed obowiązkami) miała opanowane do perfekcji, takich miejsc jak to, gdzie zaszywała się, gdy tylko zapowiadała się jakaś robota było dużo więcej. Dzisiaj jednak było to miejsce celem jej wędrówki jako miejsce do wytrzeźwienia, a nie do picia. Kiedy już wymknęła się z ruin, gdzie piła niemal od południa, postanowiła zatrzymać się tu na jakiś czas i trochę się ogarnąć zanim wróci do kryjówki. Nie chciała, by buntownicy mieli swojego dowódcę za pijaczkę. W dodatku nie czuła się najlepiej i podróż do Tokyo nie była teraz zbyt dobrym pomysłem.
Usiadła gdzieś przy ścianie biorąc głębokie wdechy, zatęchłego nieco powietrza, które w tym budynku się znajdowało. Opanowywała delikatne zawroty głowy w ten sposób.
Offline
Simon wyszedł z garganty, rozejrzał się trochę i czekał aż reszta towarzyszy dołączy do niego " Co to za miejsce " zastanawiał się i wsadził lewą rękę do kieszeni razem z przeniesieniem ciężaru ciała na lewą stronę.
Offline
Nass wyszedł z Garganty i zobaczył Simona. Uśmiechnął się do niego ale zaraz potem wyczuł inne reiatsu...i to w dużych ilościach...
Złapał za miecz i do połowy wyciągnął go z pochwy na plecach. Rozejrzał się po okolicy i wyczuł, że to mniej więcej po prawej, za Simonem.
- Ktos tu jest Simon...ktoś z dużą ilością...zaraz przecież to...
Ruszył i minął Simona, skręcił w jakieś rozwalone drzwi i wszedł do zatęchłego pomieszczenia.
- Amaya, witaj!
Ukłonił się lekko w jej stronę.
Offline
Enquil pojawil sie za simonem poenquil popatrzyl na niego odpalil fajka i poszedl za nasaelem.
-Witaj amayo znow co sie stalo ze zostawilas hao
Enquil usmiechal sie ciagle po chwili usiadl nna krzesle(powiecmy ze bylo jakies) wyją zza bluzy konika ktorego strugal i konczyl strugac.
Offline
-Cicho, głowa mnie boli.
Amaya machnęła ręką, jakby odganiała uciążliwą muchę.
-Jeszcze by mnie gorzej upił i wykorzystał. Ale nie, ja się nie dam!
Uśmiechnęła się uśmiechem męczennika, to jest takim jakim uśmiecha się człowiek cierpiący. I na co było jej to sake w południe? A to wszystko przez tych ludziów, co to chcieli żeby im dowódczyni papiery załatwiała. Przez nich siedzi tu i łeb jej pęka. Trzeba było jej nie denerwować, wtedy wszystko, może w odrobinę żółwim tempie, ale zostałoby załatwione. A tak to i oni nic nie wskórali i ona teraz cierpi.
-Enquil, Nass... i kogo jeszcze tam przyprowadziliście?
Chyba nie znała trzeciego osobnika.
Offline
Simon spojrzał na Amaye i uśmiechnął się życzliwie "Nareszcie ktoś piękny" pomyślał lecz mimo iż kultura wymagała żeby odpowiedział nie odezwał się słowem, liczył że jego towarzysze go przedstawią. Ciągle czuł się nie swoja a przed jego oczami miał przebłyski przeszłości co czasem dawało się zauważyć ponieważ tracił kontakt z rzeczywistością.
Offline
Nass uśmiechnął się do Amayi i wyjął zza pazuchy małą butelkę z sokiem owocowym, podszedł do Przywódczyni i wyciągnął rękę z napojem w Jej stronę.
- Miało być na zapitę ale Tobie bardziej się przyda. Proszę, powinno pomóc.
Czekał cierpliwie na reakcję Amayi...
Najwyżej umrę z ręki pięknej niewiasty...
W międzyczasie obejrzał się na Simona i powiedział:
- To Amaya a to Simon, cichy z niego gość.
Puścił oczko do Simona.
Offline
Enquil strugal konika dalej przygladajac sie kazdemu.
-Nass najwyzej bez popity polecimy
jak powiedzial tak zrobil nalal kazdemu poza amayą bo wiedzial ze ona juz nie wytrzyma wychylil swoj kieliszek bez zaawachania
Offline
-Czy w tym jest alkohol? Albo coś, czego w normalnym soku być nie powinno? - zapytała podejrzliwie wąchając podany jej napój. Wierzyła im jednak, że wszystko jest w porządku, bo raczej nie chcieliby z nią zadrzeć. Bądź co bądź, to ich dowódca. Nie ma znaczenia, że jest kobietą, łomot spuścić im może zawsze i wszędzie. Byle nie teraz, bo ją głowa boli, co czyni ją jednak niezwykle drażliwą.
-A Simon jest...? - wypadałoby wiedzieć. Bo buntownikiem nie jest na pewno, jakoś by go kojarzyła gdyby był. Nie był też quincy, bo nie śmierdział (quincych Amaya wyczuwa na kilometr).
Mimo podejrzeń wypiła sok, bez wyrzutów sumienia. Najwyżej, będą pić bez zapity. Szybciej podzielą jej los.
Offline
Simon na chwilę aktywował swego fullbringa, smocza łapa emanowała ciepłem lecz Simon szybko wygasił fullbringa. Zobaczył znów jak Enquil podaje mu alkohol lecz udawał że nie widzi. Zastanawiało go jednak co to za miejsce.
Offline
- Dzięki Enquil - wypił swój kieliszek i wyjął zza pazuchy butelkę sake - o, znalazła się! Jasne Amaya, nie śmiałbym robić sobie z tak pięknej i tak..potężnej dziewczyny żartów. Byłbym skończonym głupcem.
Spojrzał na Amayę i ucieszył się, że mimo wszystko mu zaufała. Zdjął kaptur i rozpuścił swoje czarne i długie prawie do bioder włosy po czym usiadł na pobliskim gruzie opadniętym ze ściany. Zawsze jak pił mocny alkohol swędział go tatuaż koło lewego oka. Podrapał się lekko sztyletem wyjętym z nogawki.
Offline
-Aha, czyli fullbring. Dobrze poznać.
Biedaczki, wypije im cały sok. Na prawdę, chętnie oddałaby im resztę, ale dobry był, a i pić jej się chciało jak jasna cholera.
-Ty, Nass... masz prawie dłuższe włosy niż ja! - powiedziała zaciekawiona. - Tylko się weź nie skalecz tym sztyletem.
No, na Nassa na razie się nie złości, bo nazwał ją ładną i potężną. Można mu to zaliczyć na plus, jak kiedyś będzie coś od niej chciał.
-I że co wy tu robicie, bo nie dosłyszałam?
Offline
Simon podszedł bliżej ekipy i dosiadł się do nich, w pewnym momencie siedział ja wryty. Jego źrenice się powiększyły a oddech ustał, jednak szybko po chwili się ogarnął i był już z powrotem w temacie.
Offline