Ogłoszenie


Ciekawostki i plotki
Ostatnie zmiany - 09.07.2016. Więcej tutaj
- WAŻNE! Wakacyjna gorączka - promocje, startery dla początkujących, inne bonusy!
- Nowi bohaterowie niezależni: Yasashii Chisaki oraz Koi no Hana
- WAŻNE! Dodanie nowej drogi rozwoju postaci (Cechy). Więcej tutaj
- Stworzenie świata alternatywnego. Więcej tutaj

#61 2016-03-25 18:11:02

 Hoffman Miyamoto

http://i.imgur.com/g4UtLJM.png

36646198
Call me!
Skąd: Lublin
Zarejestrowany: 2012-04-25
Posty: 2396
Punkty: 33
Imię postaci: Hoffman Moritsu

Re: Bezkres pustyni

Kobieta fuknęła usłyszawszy replikę Ayame na jej prowokacyjną zaczepkę.
- Cóż za nieeleganckie zachowanie. Jak mówiłam, bezguście. - mówiąc niedbale odtrąciła dłonią kosmyk włosów lekko zasłaniający jej prawe, złote oko
To samo oko, teraz wbiło się złowrogo, i z równie groźnym wejrzeniem co wzrok Hoffmana, jednak punktem docelowym były turkusowe oczy jej rozmówczyni.
- Lecz uważaj sobie. Nigdy więcej nie waż się krytykować mojego śpiewu. - wyraźnie przestała być skłonna do żartów, zwłaszcza podczas wymawiania ostatniego zdania, a jej wzrok stał się bardziej nieprzyjemny niż zwykle

Przebywając długą drogę do tego miejsca, Hoffman starał się być przygotowany na wszystko, łącznie z tym, co nieoczekiwane. Jednak jak to w tego typu sytuacjach z reguły bywa, marnie mu to wyszło. Bowiem ze wszystkich aspektów, na które się przygotował, nie spodziewał się, że zastanie tutaj Chinatsę oraz Ayame. Ta sytuacja bardzo krzyżowała mu plany, zwłaszcza ten zakładający zakończenie tego dzieła zniszczenia, którego był autorem na przestrzeni ostatniego roku, za plecami dziewcząt, lub chociaż przy ich najmniej możliwym zaangażowaniu. O ile to, czy mu się to udało było kwestią sporną, o tyle niezależnie od rezultatu tych dywagacji, Hoffman upatrywał przyczynę ich zjawienia się tutaj i wszelkiego innego nieszczęścia w oczach Zafkiela. Tym bardziej jego żądza mordu dawała o sobie znać, sprawiając, że wylewała się z jego spojrzenia jak nigdy przedtem.
Jednak pewna naiwność w jego głowie, szeptała chłopakowi, iż być może uda mu się jeszcze wyjść na swoje, dokończyć cały ten epizod po swojej myśli, jak to dotychczas robił. Już widział jego ostrze przebijające ciało mężczyzny stojącego przed nim, w trwającej zaledwie chwilę, samolubnej walce. Bardzo nie chciał, aby cokolwiek rozmazało ten obraz. Jego zniecierpliwione ręce momentalnie ścisnęły mocniej rękojeść katany.
- Chinatsa, Ayame. Nie wtrącajcie się. Zaraz to wszystko się skończy.
Zgadza się. Zakończę to. Zakończę to tu i teraz, raz na zawsze.
Towarzyszka Hoffmana spojrzała na niego z ukosa, zagadkowym spojrzeniem, będąc wciąż odwróconą do pozostałych. Bacznie obserwowała jego reakcje, a jej wcześniejszy chłód i całokształt jej negatywnego wyrazu na krótką chwilę gdzieś zniknęły. Chłopak nie odwzajemnił spojrzenia, podobnie jak pozostałej dwójki dziewcząt, zdając się ich nawet nie zauważać. Jednak pomimo całego swego zaślepienia, to nie ono było tego przyczyną. Przyczyną był strach. Istotnie, bał się spojrzeć w oczy którejkolwiek z nich, i dziewczyna stojąca tuż obok niego zdawała się to wiedzieć. Podobnie, zdawała się również dostrzegać inne myśli kłębiące się w jego głowie, które pozostawały ukryte przed wzrokiem pozostałych, rozbijających się o maskę na jego twarzy, która niczym murem, wciąż odgradzała go od świata, i mimo, że przed chwilą ją odrzucił, ona nadal zdawała się być na swoim miejscu.

Po chwili, towarzyszka Hoffmana zwabiona wzrokiem jednej z dziewcząt, i jego prośbą, rozkazem czy też groźbą, ponownie postanowiła dorzucić swoje dwa grosze.
- Słyszałyście? Nie wtrącajcie się. Zostawcie poważne sprawy dorosłym. Jeśli bardzo chcecie, możecie poprzyglądać się z boku... jak zwykle zresztą.

Hoffman nie wiedział, dlaczego wciąż stał w miejscu. Na co czekał, skoro długo wyczekiwana chwila, wreszcie nadeszła i otrzymał jak mu się wydawało namacalną szansę pozbycia się źródła wszelkich swoich problemów..? Prawdopodobnie, obecność pozostałych członków klanu Miyamoto w pewien sposób nim wstrząsnęła, zasiewając w środku jego duszy ziarno niepewności, którego tak bardzo się obawiał. Bardzo bał się ich reakcji i nie chciał dłużej dawać czasu do namysłu - nikomu.
Nie wytrzymał. Momentalnie rozpłynął się w powietrzu używając techniki szybkich kroków, aby najkrótszą możliwą drogą, jak najszybciej znaleźć się przy swoim przeciwniku. Jego ręka trzymająca ostrze działała w tym momencie jako odzwierciedlenie poprzednio widzianego obrazu w jego głowie, której jedynym celem było urzeczywistnienie go. Chciał widzieć jego krew na swoim ostrzu, i całe jego ciało bezwładnie osuwające się z niego. W tym momencie nie widział nic innego, podobnie jak jego ostrze, mknące z wysokości opuszczonej ręki wprost ku górze, ku przeciwnemu barkowi Zafkiela. Towarzyszka Hoffmana uśmiechnęła się chytrze, śledząc wzrokiem ostrze. Prawdopodobnie, dojrzała podobnego obrazu.


Karta Postaci |  Zanpaktou | Klan | Historia |  Kartoteka



[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Offline

 

#62 2016-03-26 19:07:32

 Nassanael

http://zapisz.net/images/726_da3d3021ec520.jpghttp://i.imgur.com/hl2Ru.jpg

21121123
Zarejestrowany: 2012-05-04
Posty: 866
Punkty: 24
Imię postaci: Nassanael

Re: Bezkres pustyni

Zafkiel był skupiony na Hoffmanie. Tylko i wyłącznie na nim. W sto procentach na nim. Jego nienawiść jakby skupiała się w drgającym, czerwonawo świecącym mieczu. Na zaczepki i przepychanki dziewczyn nie zwracał zbytniej uwagi. Czekał skupiony na ruch przeciwnika. Wroga. Znienawidzonego wroga, na którego sam widok musiał panować nad zapędami swojego zanpakutou.
Doczekał się pierwszego ataku chłopaka.
Nie ruszył się z miejsca jakby w ogóle nie był zaskoczony ni faktem ataku ni jego formą czy szybkością. Jego ręka z mieczem zareagowała jakby sama, oddzielnie od nieruchomego ciała. Zbiła cięcie w bok z wielką siłą, naciągając boleśnie ramię Hoffmana. Od razu po tym Zafkiel ruszył się chowając rękę z mieczem za plecy i kopiąc Hoffmana w splot słoneczny. Kopniak nie miał już w sobie tyle siły i nie zrobił nic szczególnego poza odepchnięciem buntownika dwa metry w tył.
Zafkiel nie zrobił nic więcej i nadal trzymał miecz za plecami. Wpatrywał się uważnie w Hoffmana, uśmiechnął się.
- Nie wysilaj się. Znam Twoje serce, synu zdrady.
Hoffman nie mógł dostrzec jak za plecami Zafkiela, z jego miecza zaczęła kapać czerwona ciecz i wypalać dziury w piasku z cichym sykiem. Widziała to tylko dziewczyny. Wszystkie trzy. Zafkiel zwrócił sięjeszcze Chinatsy, jednak ciągle patrząc na Hoffmana:
- I co poczniemy z tym impasem Chinatso? Rzeczy mogą potoczyć się naprawdę szybko...


W prozie wojny nie ma miejsca na piękno...
KP
Zan
Teka
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Offline

 

#63 2016-03-28 22:22:09

 Ayame Miyamoto

http://i.imgur.com/g4UtLJM.png

40450617
Call me!
Skąd: Warka ok. 60 km od Warszawy
Zarejestrowany: 2012-05-01
Posty: 664
Imię postaci: Ayame Kimura

Re: Bezkres pustyni

Ayame spojrzała na Chinatsę, widziała strużki krwi więc nawet nie pytając jej o zdanie szybko wstrzyknęła jej Antyreia.
-Nie pozwolę się pozbawić jedynej myślącej tu osoby, poza mną oczywiście. Trzymaj się mocno bo za chwilę będzie tu gorąco... Bardzo gorąco...
Poczuła jak wewnątrz niej budzi się jakaś nieznana jej dotąd siła, Reiatsu w niej paliło żywym ogniem i chciało wydostać się na zewnątrz we wszelki możliwy sposób. I odnalazło tę drogę.
Ayame wyciągnęła Zanpakutou na wprost pomiędzy Hoffmana a Zafkiela. Czarna oręż zaświeciła krótko i zaczęła się... Sypać. Od czubka ostrza po sam kraniec rękojeści. Pył jaki utworzył się w ten sposób skupił się wokół postaci Ayame i zaczął rozdzielać na cztery części. W tym czasie z łopatek Ayame wystrzeliła para gęstych, wielkich skrzydeł w kolorze najczerwieńszej krwi. Po chwili z pyłu utworzyły się cztery maleńkie żywioły: czerwony ognik, mini tornado, gruda ziemi wciąż zmieniająca kształt oraz bańka wodna. Ayame machnęła skrzydłami aż ziarenka piasku wokół niej zawirowały. Wyciągnęła ręce przed siebie jakby trzymała w nich niewidzialną piłkę. Gruda ziemi odłączyła się od innych żywiołów i pomknęła pomiędzy dłonie Kimury. W tym momencie w mgnieniu oka pomiędzy Hoffmanem a Zafkielem wyrosła wielka i gruba ściana ziemi która ich rozdzieliła.
-Hoffmanie, co ma znaczyć "nie wtrącajcie się"? Z tego co pamiętam Chinatsa i ja również należymy do Klanu. Również nas dotyczy ta sprawa a waśnie dotyczące członków rodu Miyamoto powinny być rozstrzygane przez ich Przywódcę. Więzy rodzinne czy są, czy ich nie uznajecie nie usprawiedliwiają was przed tą walką. To co każdy z was zrobi powinno być osądzone przez naszą Przywódczynię. Może uszanujmy jej autorytet? I fakt ten, że przed wami stoją DWIE kobiety? Będziecie prymitywnie skakać sobie do gardeł jak dwa krwiożercze psy?
Spojrzenie które im posłała mogło skuć lodem nawet serce. Z nabytą ostrożnością osłoniła jednym skrzydłem Chinatsę. W dotyku były miękkie i delikatne. Niemal jak puch. Zerknęła na swoją Przywódczynię czy wszystko z nią w porządku. Co by się nie działo będzie ją chronić, wspierać i służyć. Uznawać jej słowa i autorytet.

Wytrzymałość ściany: 25

Reiatsu: 13,000-100=12,900

Siła: 30
Wytrzymałość: 17
Szybkość: 54
Zręczność: 35-1=34


Ekwipunek:
-papierosy i zapałki
-katana
-1 antyrei
-harmonijka ustna,
-notes,
-2 ołówki,
-bandaże,
-scyzoryk,
-Srebrny wisiorek z niebieską zawieszką w kształcie romba(+100 reiatsu),
-Koń


https://naforum.zapodaj.net/thumbs/023c6c1ac824.jpg



Battle Theme

Offline

 

#64 2016-03-29 20:21:25

 Chinatsa Miyamoto

http://i.imgur.com/g4UtLJM.png

Skąd: Kraków
Zarejestrowany: 2012-09-27
Posty: 702
Imię postaci: Chinatsa Hikari

Re: Bezkres pustyni

Chinatsa stała kilka kroków przed Ayame a przez jej głowę przelatywało tysiące myśli. Na słowa Hoffmana nie zareagowała tak samo jak nie odpowiedziała na zaczepkę owej dziewczyny. Zafkielowi nie wiedziała co odpowiedzieć i dopiero kiedy usłyszała Ayame i poczuła na sobie jej opiekuńcze skrzydło uśmiechnęła się lekko czując delikatne drapanie w gardle. Jako jedyna członkini klanu jej nie opuściła i gotowa była ją bronić. Być może dziewczyna nie była tego świadoma, ale jej gest i słowa dodały Chinatsie odwagi. Cisza między nimi przedłużała się więc postanowiła zadziałać. Teraz jej kolej, Ayame podarowała jej ten czas i nie może go zmarnować i choć jeszcze chwilę temu chciała stąd odejść, teraz czuła jak nigdy wcześniej swoją pozycję w klanie. Zrobiła kolejnych kilka kroków w stronę Hoffmana i Zafkiela aż stanęła na tyle blisko nich, by każdemu móc popatrzeć prosto w oczy.
Najpierw zwróciła się do Zafkiela.
- Umówiliśmy się, że postaramy się najpierw porozmawiać. Dużo dla mnie znaczy twoja obecność tutaj jednak nie pozwolę mordować się nawzajem członkom mojego Klanu. Zaufałyśmy Ci więc teraz proszę o to samo. Nauczyliście się rozwiązywać problemy walką, ale moja polityka jest inna. Jesteście rodziną - dodała cieplej - naprawdę chcecie przeciąć wasze ostatnie więzi? Są rzeczy których już nie odzyskacie.
Na chwilę zamilkła a potem zwróciła się do Hoffmana patrząc długo na jego profil. To było trudniejsze.
- Najpierw chciałam Cię znaleźć i zabić. - zaczęła cicho - Długo trzymałam w sobie tą nienawiść i żal, Ayame zapewne też. Nieważne jakie były twoje intencje, czy chciałeś nas ochronić czy nie, zostawiłeś nas i zraniłeś. Bardziej, niż ktokolwiek inny by mógł. Zawsze kiedy coś się działo, nabierałeś wody w usta i nie chciałeś nam tłumaczyć dlaczego postępujesz tak a nie inaczej. Nie jesteśmy głupie, przecież byśmy cię wysłuchały.  Tak jak powiedziałam, chciałam Cię dopaść, mimo, że wiedziałam, że nie miałabym z tobą żadnych szans, ale Ayame przypomniała mi jedną ważną rzecz. - zrobiła lekką pauzę a potem powiedziała głośniej - Przynależność do Klanu Miyamoto nie oznacza, że działasz w pojedynkę. Jesteśmy grupą i problemy rozwiązujemy razem. Jeżeli dla was dwóch Klan znaczy coś więcej niż tylko puste słowo, złożycie broń i wyjaśnicie nam o co chodzi. I nie unikaj naszego wzroku Hoffman. Nie przyszłyśmy Cię osądzać ale wysłuchać. Póki ja tu stoję, żaden z was nie utoczy drugiemu krwi. Jeśli macie szacunek do własnego przywódcy, to zrobicie to o co was proszę, jeśli nie, odchodzę i rezygnuję a Klan się rozpadnie. Ja nie żartuję Hoffman - dodała po chwili namysłu ostrzejszym głosem. - Jestem zmęczona, rok czasu to długi okres. Zraniłeś mnie i Ayame naprawdę mocno a jednak jesteśmy tu dla Ciebie.
Niepewność dziewczyny rozwiała się już kompletnie i przeniosła spojrzenie na towarzyszkę Hoffmana. Tym razem jej oczy zwęziły się.
- Tańcz, Mamoru - mruknęła a z jej ciała wydobyło się reiatsu unosząc na chwilę piasek w górę i zakrywając jej postać. Kiedy opadł, w rękach Chinatsy znajdowała się ogromna, czarno-rebrna kosa z kilkoma dodatkowymi ostrzami przy których znajdował się wzór przywodzący na myśl ludzkie oczy. Główne ostrze mało długość metra natomiast wysokość kosy wynosiła półtora metra. Kierując ostrze w stronę dziewczyny odezwała się cicho, aczkolwiek jej głos był chłodny i poważny.
- Nie życzę sobie, byś żartowała z mojej przyjaciółki ani ze mnie. O ile dobrze sobie przypominam, kiedy ostatni raz walczyłyśmy, wygrałam, a na twojej twarzy zagościł strach i już nie byłaś taka rozgadana. I wcale nie musiałam używać siły fizycznej by cię pokonać. Dlatego powstrzymaj się od uwag i tym razem to ty przyglądaj się z boku. Przecież ty też tak postępujesz, prawda? Nie różnimy się zatem.
Kiedy skończyła odwróciła się w stronę mężczyzn i patrzyła na nich wyczekująco nie mając już nic do dodania.


"Jeśli mam wybierać między złem a złem, wolę nie wybierać wcale."

Karta postaci
Zanpaktou

Offline

 

#65 2016-03-31 22:07:21

 Hoffman Miyamoto

http://i.imgur.com/g4UtLJM.png

36646198
Call me!
Skąd: Lublin
Zarejestrowany: 2012-04-25
Posty: 2396
Punkty: 33
Imię postaci: Hoffman Moritsu

Re: Bezkres pustyni

Piaskowa ściana w jednej chwili odgrodziła od siebie dwie burzliwe dusze. Momentalnie, kiedy tylko Hoffman zaobserwował wyłaniające się spod jego stóp niebezpieczeństwo, odskoczył niczym oparzony na względnie bezpieczną przestrzeń. Zaskoczony, chwilę musiał poświęcić, aby zdać sobie sprawę z tego co naprawdę zaszło. Z początku, był przekonany, iż to była robota Zafkiela, jednak jako sprawczyni tegoż zjawiska, szybko przemówiła Ayame.
To jej sprawka? Nie znam tej techniki. Czyżby to była moc jej ban-kai? Słyszałem wcześniej plotki o tym, iż udało jej się całkowicie porozumieć ze swoim zanpakutou. Nie powinno zatem mnie to dziwić...
Od tego czasu, stał w miejscu, wpatrzony w dziwną zasłonę, czując głęboko w środku pewną dumę z powodu osiągnięć Ayame. Jednak uczucie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.
Jej słowa gdzieś tam w oddali rozbrzmiewały, jednak nie przywiązywał do nich wielkiej wagi. Po prawdzie nie spodziewał się innej reakcji niż ta, którą zaprezentowała. Zbyt dobrze ją znał. Jednak w tym momencie bardziej wydawał się być pochłonięty spoglądaniem w stojącą przed nim ścianę, rozmyślając nad czymś innym.
Był niejako w szachu. Wiedział doskonale, iż ani Ayame, ani Chinatsa nie pozwolą im dokończyć swojej walki, na którą się przygotowywali. Nie chciał aby ktoś się wtrącał, ani tym bardziej nie chciał mieć ich za wrogów, przynajmniej w tym momencie. Z kolei kwestia tego, czy było to dyktowane wciąż płonącą sympatią pomiędzy nimi, czy może chodziło jedynie o względy czysto praktyczne, aby nie walczyć przeciwko większej liczbie osób, pozostawała jego tajemnicą. Niezależnie od tego jak było naprawdę, pewnym pozostawał fakt, iż dopóki obie dziewczęta Miyamoto będą brały pasywny udział w tym przedsięwzięciu, dopóty ta patowa sytuacja nie ulegnie zmianie. Hoffman to wiedział, jednak w tej chwili co innego było dla niego ważne.
Nie było miejsca na pertraktacje. Nie teraz, nie po tym co się wydarzyło. Hoffman doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż obecność Zafkiela nie dawała żadnego pola manewru w dziedzinie negocjacji. Karty nie były po jego stronie, gdyż zdrajca jakim się okazał zasłużenie w oczach wszystkich, obdzierał go z zaufania. Zawsze miał świadomość, że to rzeczywiste działania i dokonywane wybory świadczą o prawdziwych intencjach.
Wiedziałem co robię. Wiedziałem, że z tej drogi nie ma odwrotu. Odwróciłem się od nich, zdradziłem. Dobrze wybrałem, to trzeba było zrobić. Ale czy mi się to opłacało? Nic nie ma sensu, dopóki ten człowiek żyje. Zakończę to. Zakończę to wszystko.
W końcu, następna głos zabrała przywódczyni ich klanu. Hoffman stał z boku i obserwował, a część słów Chinatsy zdawała się nawet do niego trafiać. Po uważnym wysłuchaniu całości, chłopak skierował na nią swoje zimne, ostre jak brzytwa spojrzenie.
Hoffman nigdy nie sprzeciwiłby się swojej przywódczyni. Nie odważyłby się. Jego duma, honor, poczucie obowiązku, w tym obowiązku chronienia jej i inne z pozoru szlachetne cechy nigdy by mu na to nie pozwoliły. Zawsze czuł do niej respekt i nawet jeśli się nie zgadzał, jej zdanie było dla niego najważniejsze i decydujące. Zatem słowa sprzeciwu, obelgi, czy wręcz pogardy nigdy nie przeszły by mu przez gardło i nigdy by się nie odważył na taką próbę.
- Skończyłaś? - zapytał nieprzyjemnie, przerywając na chwilę nastającą ciszę, gdy Chinatsa przestała mówić
Niemal w tym samym czasie, jego głowa odwróciła się w jej stronę. Jego zachowanie było nieco dziwne, głos ledwo wyczuwalnie zniekształcony, zaś oczy zdawały się coś ukrywać, jednak z tej odległości trudno było powiedzieć coś więcej. Jednak ta zagadka zdawała się niedługo doczekać rozwiązania, gdyż chłopak po chwili ruszył wolnym krokiem w stronę Chinatsy, zatapiając swój wzrok w jej oczach. Zdawał się nic sobie nie robić z wielkiej kosy, która stała tuż obok niej, wyraźnie lekceważąc. Jedynie na ułamek sekundy skierował na nią swój wzrok.
- Klan? Rodzina? Nie żartujcie sobie. Nie dociera do was, iż jestem waszym wrogiem? Po tym wszystkim co wam zrobiłem, nadal chcecie mi ślepo ufać, myśląc że jestem po waszej stronie? Jesteście naiwne jak zwykle. - przy ostatnim zdaniu zatrzymał się tuż przed twarzą Chinatsy
Jego głos był wyraźnie drwiący, wręcz na pograniczu śmiechu, a na twarzy zagościł nieprzyjemny, chciwy uśmiech. Jednak ton głosu nadal nie był czysty, zupełnie tak, jakby nadal mówił przez maskę, którą przez tak długo nosił na twarzy, i dopiero przed chwilą odrzucił. Dopiero, kiedy podszedł na odległość kroku do przywódczyni klanu, to co ukrywało się za jego oczami stało się wyraźniejsze. Z bardzo bliskiej odległości, można było odnieść wrażenie, iż za lekko przezroczystymi tęczówkami kryje się coś jeszcze. Przez prawe oko jakby chciał się wymsknąć lekki kolor czerwieni, zaś tuż za powierzchnią lewego oka, zdawało się prześwitywać coś złotego.
- ,,Klan się rozpadnie"? - powtórzył, a jego głos posiadał już zupełnie inną barwę. Brzmiał zupełnie tak, jakby był mieszanką więcej niż jednego głosu - Ten klan już dawno przestał istnieć. I Ty oczekujesz szacunku?
- Hoffman!? - przemówiła jego towarzyszka lekko podniesionym, donośnym, zniecierpliwionym tonem
Chłopak momentalnie odwrócił w jej stronę swoją głowę, stojąc nadal tuż na przeciw Chinatsy.
- Chcę krwi.
Na niecałą sekundę zapadła przerażająca cisza. W sposób cichy, niemy, wzrok Hoffmana ponownie zwrócił się wprost na oczy Chinatsy, których nie zamierzał opuszczać przez najbliższe chwile, oczekując wzajemności. Ostrze zanpakutou, trzymane w opuszczonej ręce momentalnie poszło w ruch, po ukosie, w stronę przeciwległego barku przywódczyni. Rana zadana z tej odległości, z pewnością była by ciężka, a Hoffman musiał mieć tego świadomość. Z tak bliskiej odległości, jego twarz wyglądała jakby się śmiała, podobnie jak twarz jego towarzyszki, z której uśmiech nie schodził ani na chwilę. Jednak ostatecznie stał spokojny, niewzruszony i poważny jak zwykle. W mgnieniu oka pojawił się drugi refleks, błysk, będący najpewniej omamem. Gdzieś na drodze ich kontaktu wzrokowego błysnęła niczym piorun złota tarcza zegara...
Dziewczyna stojąca nieopodal znacznie rozszerzyła swój uśmiech, obnażając białe zęby podczas obserwowania całego widowiska. Co raz wyrywał jej się cichy pisk śmiechu.
- Biedactwo... ona nawet niczego nie rozumie. Zapamiętaj sobie, że ja... ZAWSZE, się przyglądam!
Ponownie wybrzmiał jej śmiech satysfakcji.


Karta Postaci |  Zanpaktou | Klan | Historia |  Kartoteka



[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Offline

 

#66 2016-04-01 01:21:27

 Nassanael

http://zapisz.net/images/726_da3d3021ec520.jpghttp://i.imgur.com/hl2Ru.jpg

21121123
Zarejestrowany: 2012-05-04
Posty: 866
Punkty: 24
Imię postaci: Nassanael

Re: Bezkres pustyni

Zafkiel wysłuchał w spokoju i Ayame, chociaż przy Jej wypowiedzi lekko się skrzywił, i Chinatsy. Rozluźnił rękę z mieczem jak i całe ciało. Stał spokojnie i przez chwilę obserwował badawczo towarzyszkę Hoffmana. Stał spokojnie nawet gdy Hoffman szedł do Chinatsy. I z obojętną miną patrzył jak tnie Chinatsę. Bo atak Hoffmana się udał, nikt nie przeszkodził mu w niczym. Cięcie było rozległe a dziewczyna musiała to mocno odczuć. Na piasek obficie polała się krew. Zafkiel wyglądał jakby z patrzył na to z przyjemnością. Białko w prawym oku zabarwiło się nagle na czerwono. Na oliczek pod nim wystąpiły czarne żyły. W końcu odezwał się.
- Chinatsa, Ayame...Wy naprawdę mało rozumiecie z tego o co tutaj się rozchodzi co? Albo umrzecie albo zrozumiecie. Nie ma innej drogi.
Z jego miecza lała się krew, wrząca, śmierdząca żelaziście, parująca krew. Nagle machnął nim szeroko w stronę Hoffmana. Poleciał deszcz czerwonych kropel. Hoffman miał krótką chwilę na reakcję. Mógł zauważyć, że pierwsze krople, które spadły na Chinatsę...były po prostu kroplami krwi. Niczym więcej...
W tej sekundzie Zafkiel za pomocą jakiejś szybkiej techniki znalazł się za Hoffmanem i wyszeptał mu do ucha:
- Pamiętasz mnie jeszcze? Swojego starego mentora?
To wszystko trwało ułamki sekund a krwawy deszcz prawie doleciał do Hoffmana...


W prozie wojny nie ma miejsca na piękno...
KP
Zan
Teka
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Offline

 

#67 2016-04-04 21:13:40

 Ayame Miyamoto

http://i.imgur.com/g4UtLJM.png

40450617
Call me!
Skąd: Warka ok. 60 km od Warszawy
Zarejestrowany: 2012-05-01
Posty: 664
Imię postaci: Ayame Kimura

Re: Bezkres pustyni

Ayame złapała Chinatsę w pasie i szybko się z nią wycofała. Czuła obrzydzenie i wszechstronnie ogarniającą ją wściekłość. Czuła jak ziemia pod jej stopami reaguje wyczuwalnymi drganiami. Nadal kontrolowała żywioł ziemi. Spojrzała pod nogi Hoffmana i Zafkiela. Piasek w tamtym miejscu zaczął się wsysać utrudniając im poruszanie się. Ayame czuła że traci kontrolę nad wszystkim, zwłaszcza nad tym co teraz powie.
-Jesteś pieprzonym dupkiem Hoff. Czym jest dla Ciebie honor? Bo wydaje mi się, że jednym wielkim gównem. Przysięgałeś. Przysięgałeś ją chronić, przysięgałeś stać zawsze po mojej stronie. Pragnienie siły całkowicie Tobą zawładnęło... Wszystkie wartości o których kiedyś nam mówiłeś, już się Ciebie nie tyczą. A Ty...
Zwróciła się do tej cholernej lalki.
-Widzę to, widzę to w oczach Twoich, i oczach Hoffmana. Jesteś pieprzoną marionetką w jego rękach. Niczym więcej jak lalką którą się posługuje. Nie uważaj się za jedną z nas, bo nią nie Jesteś. Żyjesz, bo on żyje, istniejesz, bo on tego chciał. Ale nie uważaj się za bóstwo, nie Jesteś niezwyciężona.  Ale znalazłaś sposób, teraz Ty przejmujesz nad nim kontrolę. A to zaprowadzi was do zguby. On się w końcu złamie, wiesz? Jak każdy z nas jest śmiertelny, nie podźwignie Twojego szaleństwa. Już teraz się zmienia. Już go to wykańcza.
Własnymi rękoma tamowała krew Chinatsy. Teraz zwróciła się do Zafkiela.
-Jeśli mamy zginąć, chcę wiedzieć czemu. Myślisz, że tak po prostu domyślimy się o co chodzi gdy wszystko było przed nami trzymane w tajemnicy? Myślisz, że gdy powiedziałeś, że Jesteś jego ojcem to postawiłeś przede mną otwartą księgę? To wasza sprawa. Moją jest utrzymanie Chinatsy przy życiu. A on jeszcze mi za to zapłaci.
Wysyczała ostatnie słowa. Tak jak powiedziała, utrzymanie Chinatsy przy życiu było jej priorytetem. Miejsce ziemi zajęła woda. Ayame oddaliła się ze swoją przywódczynią na bezpieczną odległość. Stanęła za nią i przyłożyła ręce blisko jej rany. Lekkie strumienie wody otuliły krwawiące miejsce. Przynosiło to zimne ukojenie i rana coraz mniej krwawiła. Dziewczyna otuliła je obie skrzydłami, jednak nie spuszczała z oczu sytuacji przed nimi.
-Co robimy China? Nie podoba mi się to. Przydałoby się nam więcej ludzi. Więcej sojuszników. Nie ufam ani jednemu, ani drugiemu.


Ekwipunek:
-papierosy i zapałki
-katana
-1 antyrei
-harmonijka ustna,
-notes,
-2 ołówki,
-bandaże,
-scyzoryk,
-Srebrny wisiorek z niebieską zawieszką w kształcie romba(+100 reiatsu),
-Koń


https://naforum.zapodaj.net/thumbs/023c6c1ac824.jpg



Battle Theme

Offline

 

#68 2016-04-05 01:11:37

 Chinatsa Miyamoto

http://i.imgur.com/g4UtLJM.png

Skąd: Kraków
Zarejestrowany: 2012-09-27
Posty: 702
Imię postaci: Chinatsa Hikari

Re: Bezkres pustyni

Chinatsa nie spodziewała się, że jej słowa nagle sprawią, że Hoffman przejrzy na oczy i wszyscy chwycą się za rękę i śpiewając ruszą odbudować Kinkakuji, jednak nie sądziła też, że spotka się z tak ostrymi słowami (choć w sumie można się było tego spodziewać). Patrzyła cały czas Hoffmanowi prosto w oczy a gdy ten stanął tuż przed nią uniosła głowę i bez słowa słuchała jego słów, jednak na słowa o szacunku rozchyliła lekko usta w geście bezradności. Słysząc dziewczynę zerknęła na nią i to był błąd. Nie żeby się nie spodziewała ataku, ale jej chwila nieuwagi poskutkowała tym, że dała się zranić. I to Hoffmanowi, w dodatku dosyć boleśnie. Z jej ust nie wydobyło się nawet piśnięcie prawdopodobnie spowodowane tylko szokiem. Ciało dziewczyny przechyliło się do tyłu jednak przed upadkiem ochroniła ją Ayame. Dopiero kiedy znalazła się w bezpiecznej odległości od atakującego poczuła ból w barku jednak mimo to nie puściła kosy. Czując na ranie dłonie Ayame wciągnęła lekko powietrze w płuca i zacisnęła usta przymykając powieki. Zdrową dłonią przysłoniła oczy jednak słuchała uważnie słów Ayame a z każdym jej słowem broda Chinatsy drgała coraz bardziej, tak samo jak ramiona. Spomiędzy palców przysłaniających oczy spadło kilka bezbarwnych kropli. Smutek który wypełnił jej serce był po stokroć gorszy niż ból rany choć czuła opieka Ayame pomagała koić owy ból. Rana piekła o wiele mniej dzięki umiejętnościom buntowniczki. Kiedy Ayame zwróciła się do niej pokręciła lekko głową wciąż przesłaniając dłonią oczy jakby wstydziła się obecnej sytuacji, tego, że dała się podejść tak łatwo, tego, że Ayame musi zajmować się wszystkim a szczególnie tego, że płakała.
- Kogo mamy wezwać? - szepnęła drżącym głosem - Patariko? Nassa? Oni by go zabili nie pytając nas o zdanie. Miał rację... - jej głos załamał sie na chwilę - Jestem naiwna, bo myślałam, że pięknymi  słowami mogę wszystko naprawić. Jednak... - odciągając dłoń od twarzy oparła się na ramieniu Ayame i stanęła lekko zgarbiona. - nie mam zamiaru się tak łatwo poddać. -  Na czole widniały krople potu a oczy choć zaczerwienione, to błyszczały złowrogo gdy patrzyła przed siebie. Złagodniały jednak gdy przekręciła głowę i popatrzyła na przyjaciółkę.
- Przepraszam, że sprawiam ci dodatkowy kłopot. - uśmiechnęła się lekko - Nawet nie wiesz jak szczęśliwa jestem, że zostałaś przy mnie i chcę, żebyś to wiedziała. Nie zdążyłam ci tego wcześniej powiedzieć, ale gdyby nie ty, pozwoliłabym Zafkielowi zabić Hoffmana bez mrugnięcia okiem. Przepraszam.
Na chwilę ucichła wpatrując się przed siebie. Głęboka rana osłabiła ją, jednak próbowała nie zwracać na nią uwagi.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, ale wydaje mi się, że to ta pomylona dziewczyna jest źródłem problemów, dlatego dobrze by było ją zlikwidować. Nie rozumiem połączenia między nią a Hoffmanem, ale wiem, że jakkolwiek Hoffman dziwnie by się nie zachowywał, to nie zraniłby mnie tak mocno z własnej woli. Może trzeba ich od siebie "odłączyć"... Hoffman i Zafkiel są zajęci sobą, więc może to da nam jakąś przewagę. Może uda się jeszcze wszystko naprawić. Bo wiesz, Kinkakuji też można odbudować. - jej głos zadrżał ale mimo to wciąż się uśmiechała - Po tym wszystkim... wróćmy tam i odbudujmy dom. Nie musi być taki duży jak wcześniej, wystarczy kilka pokoi... - teraz się już kompletnie rozkleiła choć próbowała nadać słowom radosny ton. - Bo Hoffman to ciągle nasz przyjaciel, głupi i zadufany w sobie, ale przyjaciel. I właśnie tego głupka musimy uratować zanim sam siebie zniszczy.
Chwilę patrzyła na trójkę przeciwników a potem znów przeniosła spojrzenie na Ayame.
- Mną się nie przejmuj, dam sobie radę. Jeżeli sądzisz, że zerwanie więzi między tamtą dwójką coś da, to zajmij się tą szaloną dziewczyną a ja będę dalej próbowała przemówić do rozumu Hoffmanowi. Może kiedy ona będzie zajęta czymś innym, będzie łatwiej dotrzeć  do tego głupka.


"Jeśli mam wybierać między złem a złem, wolę nie wybierać wcale."

Karta postaci
Zanpaktou

Offline

 

#69 2016-04-05 11:37:32

 Hoffman Miyamoto

http://i.imgur.com/g4UtLJM.png

36646198
Call me!
Skąd: Lublin
Zarejestrowany: 2012-04-25
Posty: 2396
Punkty: 33
Imię postaci: Hoffman Moritsu

Re: Bezkres pustyni

Ujrzawszy nadlatujące krople krwi, chłopak uniósł w górę swoją lewą rękę, zasłaniając długim i szerokim rękawem twarz, jakby podejrzewał jakiś złowrogi zamiar. Chwilę później, dwa zanpakutou starły się ze sobą w towarzystwie odgłosu szczęku stali. Na ostrzu Hoffmana obecna była krew Chinatsy, która z niewiadomej przyczyny zaczęła wsiąkać w ostrze. Słysząc po chwili głos Zafkiela, jego brwi lekko się zmarszczyły.
- ,,Mentora"? - powtórzył - O czym Ty bredzisz? Z resztą nieważne. Zaraz umrzesz... i to wszystko się zakończy.
Uwalniając ze swojego ostrza strumień reiatsu, miał zamiar odepchnąć przeciwnika i nabrać trochę dystansu. Niezależnie od efektu, i tak odskoczył do tyłu.
- To nieco okrutne tak się wysługiwać tymi dziewczętami i wciskać im bajki, nie uważasz? - zapytał nieco retorycznie, rzucając na chwilę w ich kierunku okiem - Nie, żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało...
Ponownie wbił swój znienawidzony wzrok w jego oczy, tak bardzo podobne do jego.
- Kim Ty jesteś?
Po chwili otrzymał odpowiedź, jednak ku jego zdziwieniu, zamiast usłyszeć jej treść od Zafkiela, usłyszał ją od Ayame. Kiedy tylko otworzyła usta, skierował ku niej swoje spojrzenie, nie odwracając głowy od zagrożenia. Chciał coś powiedzieć. Morze słów, słone od uczuć i emocji kołysały jego myślami na wszelkie możliwe strony. Jednak wszystkie bez wyjątku, pozostały jedynie w tym, niedostępnym dla nikogo z zewnątrz miejscu, topiąc się w bezlitosnej odchłani. Nie wiedział co innego powiedzieć. Mógł powiedzieć wiele rzeczy, mógł być konsekwentny w swoim postępowaniu, jednak tym razem odpowiedzią okazał się brak odpowiedzi i nadzieja, iż nikt nie rozszyfruje jej znaczenia a zatem i nie naruszy konstrukcji tego silnego, ogromnego muru, którym się odgradzał. Jednak im dłużej słuchał słów Ayame, tym uczucie kruszącego się od podmywania przez morze u jego stóp, wysokiego i wytrzymałego muru gdzieś w środku jego duszy stawało się coraz bardziej dotkliwe. Poczuł się słaby i zniszczony, zupełnie jak ta konstrukcja. Toteż nie chciał dłużej tego słuchać. Zastanawiał się co powiedzieć, i w końcu, w nie do końca przemyślanej wersji, otworzył usta. Jednak zbierając się do tego przez tak długi czas, nie udało mu się wściubić ani jednego zdania, gdyż oto otrzymał informację, iż wróg stojący przed nim, miałby być jego ojcem. Z szeroko rozwartymi oczami powędrował wzrokiem w jego stronę.
- On? Ojcem? Moim? - po chwili myśli z powrotem powróciły do nie tyle racjonalnego, co po prostu pierwotnego stanu, a z ust wyrwał się krótki odgłos ledwo rozpoczętego śmiechu - Nie żartuj sobie. To Ty im nagadałeś takie brednie? Doprawdy, masz tupet. Brzydzę się Tobą. Ktoś taki jak Ty nie zasługuje, żeby dłużej żyć.
W tym samym czasie, gdzieś w tle, w oddali, przemawiał cichy, załamany głos Chinatsy. Dopiero kiedy chłopak skończył mówić, zwrócił na niego uwagę i wsłuchał się dokładnie. Mur się rozsypał.
- Po tym wszystkim co wam zrobiłem nadal chcesz mnie ratować? - zapytał z niedowierzaniem w głosie, lekko ściszonym tonem, po trosze nie chcąc, aby go usłyszała i właściwie sam nie wiedział, jak głośno mówił. Być może nawet sam Zafkiel nie był w stanie usłyszeć tych słów. Po chwili dodał znacznie głośniej - Jesteś szalona.

Tymczasem kobieta, która usłyszała garść gorzkich słów od Ayame, z początku uśmiechnęła się nerwowo, jakby chcąc zdystansować się od tego co powiedziała. Jednak szybko ów nerwowy uśmieszek, zmienił się w paskudny grymas, pozbawiony jakiegokolwiek znamiona uniesionych do góry kancików ust. W tym stanie zamarła na kilka chwil, aż dialog przycichł. Kiedy wreszcie Hoffman zaadresował następne słowa do Chinatsy, grymas wyraźnie oszpecił jej twarz. Rozległ się głośny, donośny huk wystrzału z pistoletu czarnoprochowego, uniesionego pionowo w górę.
Hoffman momentalnie odwrócił swoją głowę w kierunku huku, a na jego twarzy zagościło jakby przerażenie. Z pewnością jednak, nie wynikało ono z natężenia hałasu, a za samym wystrzałem musiało się kryć coś więcej...
- Hoffman... - wysyczała w swej złości - Koniec żartów. Chcę... Chcę zabijać!
Wraz z ostatnim wypowiedzianym słowem, jej reiatsu podskoczyło, jakby wzrosło, lub zwyczajnie stało się intensywniejsze w odczuciu. Wskazówka zegara w jej oku delikatnie poszła w ruch. W prawej dłoni wciąż trzymała opuszczony pistolet, podobnie też i w lewej, a oczy skierowały się ku Hoffmanowi, wyraźnie czegoś oczekując. Chłopak skinął głową.
W tym momencie, kobieta używając techniki szybkich kroków zjawiła się tuż za nim, delikatnie go mijając, stając do niego niemal plecy w plecy, z uniesionymi w dłoniach pistoletami. Hoffman zachowywał przy tym podobną postawę, z tą różnicą, iż przeciwnie do swojej kompanki trzymał w dłoniach dwie opuszczone katany. Można było dostrzec w nich pewne podobieństwo, być może ze względu na podwójny rodzaj oręża i w sposób w jaki odwróceni do siebie stali, jednak równie dobrze mogło być to zwykłe złudzenie.
- Czas zacząć polowanie...
- Idź. - ponaglił, jakby zachęcając czy też dając pozwolenie do działania
Na twarzy kobiety ponownie zagościł uśmiech i momentalnie przeszła do ofensywy przeciwko upatrzonemu zagrożeniu Hoffmana. (Motyw Tokikami na ten i następne posty)
Oddając pierwszy strzał w jego kierunku, wyraźnie chciała rozproszyć uwagę, czy też zamarkować kolejne działanie. Tak też się stało, gdyż równo po jego oddaniu, ponownie zniknęła przy pomocy techniki szybkich kroków, obchodząc mężczyznę dookoła o mniej więcej 120 stopni, nie zmniejszając promienia łuku po jakim się poruszała. Chwilę później zrobiła to samo, i jeszcze raz, za każdym razem oddając serię strzałów, lekko zwiększając łuk poruszania się i dostosowując odległość do przeciwnika, aby pozostać w dystansie. Widać zamierzała zachować dystans, co z resztą nie dziwiło z uwagi na oręż jakim się posługiwała. Kobieta wyraźnie chciała zdominować pole bitwy, co widać było po jej wyrazie twarzy, jak i specyficznej, bardzo żwawej formie poruszania się. Chciała, aby Zafkiel skupił się teraz na niej.
Jednak Hoffman nie zamierzał pozostać biernym obserwatorem. Mając na uwadze chwilową niedyspozycję dziewcząt, zamierzał odczekać jeszcze chwilę, aż jego towarzyszka swoim hucznym i hałaśliwym zachowaniem odwróci uwagę Zafkiela, by po chwili również zaatakować ostrzem katany, jednym za drugim, mając nadzieję, iż uda mu się wykorzystać element zaskoczenia. Póki co, jedynie ona pozostawała w ofensywie, a po kilkukrotnym powtórzeniu tego samego manewru, przeszła do walki wręcz zamieniając jeden pistolet na katanę, zjawiając się tuż przy Zafkielu przy użyciu techniki szybkich kroków, wyprowadzając jednocześnie serię szybkich i chaotycznych cięć oraz pchnięć w towarzystwie sporadycznych wystrzałów. Uśmiech na jej twarzy rozwarł jej usta. Można było odnieść wrażenie, iż szerszy już być nie mógł. Wyraźnie zatraciła się w walce.


Karta Postaci |  Zanpaktou | Klan | Historia |  Kartoteka



[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Offline

 

#70 2016-04-12 18:32:56

 Nassanael

http://zapisz.net/images/726_da3d3021ec520.jpghttp://i.imgur.com/hl2Ru.jpg

21121123
Zarejestrowany: 2012-05-04
Posty: 866
Punkty: 24
Imię postaci: Nassanael

Re: Bezkres pustyni

Zafkiel nie zdążył dużo wytłumaczyć zdezorientowanym dziewczynom. Spojrzał tylko w oczy Ayame i nieprzyjemnym tonem wyrzucił z siebie:
- Tu nie chodzi o zaufanie. Tu chodzi o zakończenie szaleństwa Hoffmana. Znam go od...zawsze. I wiem, że jest zdolny do wszystkiego. A kiedy mówię wszystko mam na myśli nawet zabicie..bliskiej osoby. Zdradziecko. Ciosem w plecy. Dążenie po trupach do celu. To domena Hoffmana. Teraz robi to samo. A wy jesteście trupami po których stąpa by dosięgnąć mnie. Ja byłem kiedyś na waszym miejscu i dlatego chcę pomóc.  Proponuję najpierw zająć czymś tą nakręconą laleczkę z pistoletami. Zabić Ją jeśli damy radę. A potem można zająć się Hoffmanem w sposób jaki uznamy za najlepszy.
Słowo "bliskiej" zaakcentował wyższym tonem głosu.
Potem wysłuchał Hoffmana i roześmiał się głośno. Gorzko. Smutno, wręcz wisielczo i nienaturalnie. Twarz wykrzywił mu pełen nienawiści grymas. Zaraz jednak spoważniał. Wywinął mieczem młyńca, fale energii duchowej wzburzyły piasek w około niego. Z ostrza dalej kapała krew. Co dziwne, kropelka krwi pojawiła się też w jego lewym oku...Zwrócił się do Hoffmana w pozycji bojowej, z jedną nogą wysuniętą naprzód.
- Jesteś grzesznikiem. A ja zamierzam Cię osądzić. Świadkowie zajęli już miejsca. Niech się rozpocznie.
Wypowiedział to uroczystym tonem. Białko jego lewego oka całe wypełniło się krwią a energia duchowa jaka wyzwoliła się wraz z ostatnim zdaniem mogła zaboleć nawet Ayame. Utrzymała się na tym poziomie. Zamierzał chyba coś dalej zrobić ale w tym momencie został zaatakowany przez Tokikami. Przed pierwszym strzałem uchylił się. Drugi i kolejne ominął za pomocą swojej wersji szybkich kroków. Za każdym razem robił to w ostatniej chwili. I za każdym razem znajdował się o krok bliżej przeciwniczki. Ostatni wystrzał zawadził o jego rekę, być może z powodu bliższej odległości między nimi i mniejszym czasie na reakcję. Został zraniony, z jego przedramienia strzał wyrwał kawał mięsa. Nie zwrócił na to jednak zbytniej uwagi.  Znalazł się o kilka kroków od dziewczyny akurat gdy ruszyła do walki w zwarciu, zbił na bok pchnięcia i uniemożliwił Jej wystrzał silnym kontrkopnięciem z półobrotu prosto w twarz. Tokikami oberwała, wypluła ząb, trochę krwi i padła na piasek. Siła Zafkiela była całkiem znaczna ale najbardziej zaskakująca była jego zręczność, walka bezpośrednia nie przyniosła nic dobrego przeciw niemu. Złożył się do ciosu, który miał przybić Tokikami do piasku, przebić serce silnym sztychem z góry...
Hoffman zakrył się rękawem ale krwi było zbyt dużo by żadna z kropli nie trafiła na jego ciało. Wypaliła w ubraniu dziury i sparzyła skórę jak wrzątek ,zostawiając plamy. Tam gdzie spadła bezpośrednio wypaliła mu boleśnie naskórek, zostawiając brzydkie, bolesne ranki głównie na dłoniach i twarzy. Po paru sekundach krew znikła. Ból był bardzo silny.
Zadając cios Tokikami Zafkiel krzyknął:
- Ayame, Chinatso, Hoffman jest pełen pychy. Tak czy nie?!


W prozie wojny nie ma miejsca na piękno...
KP
Zan
Teka
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Offline

 

#71 2016-04-15 15:44:21

 Ayame Miyamoto

http://i.imgur.com/g4UtLJM.png

40450617
Call me!
Skąd: Warka ok. 60 km od Warszawy
Zarejestrowany: 2012-05-01
Posty: 664
Imię postaci: Ayame Kimura

Re: Bezkres pustyni

-Nie.
Ayame odpowiedziała na pytanie Zafkiela. Skończyła leczyć Chinatsę i znalazła się tuż za Hoffmanem wyciągając nad jego ramieniem katanę w kierunku Zafkiela. Minę miała stanowczą i zaciętą. Podjęła decyzję. I jakkolwiek nie potoczy się akcja tak na pewno nie będzie jej żałowała.
-Wiele zawdzięczam Hoffmanowi. Stoję tu, bo on mnie wszystkiego nauczył, mam siłę i umiejętności zdobyte na jego głupocie. Nie dam go zabić, powstrzymać jego szaleństwa czy cokolwiek. Korzystam na tym, że jest jaki jest i pnę się do góry po drabinie zbudowanej z jego uporu. Myślisz, że skorzystam na jego krzywdzie? Nie miałabym w tym żadnego interesu. A co więcej... To TY stoisz mi na przeszkodzie.
W stronę Zafkiela pomknął szeroki słup ognia. za nim kolejno trzy ogniste kule. Dodatkowo wokół Zafkiela powietrze zaczęło się nagrzewać i samo z siebie eksplodować. Celem tego zabiegu było poranienie skóry przeciwnika i odwrócenie jego uwagi.
-Jeśli mam zginąć to z Twojej ręki Hoff. Wtedy nie byłabym tak wściekła, że byle obszczymur dopadł Ayame. Ale ufam, że nie zrobisz mi krzywdy. To nie ja stoję Ci na drodze.


Ekwipunek:
-papierosy i zapałki
-katana
-1 antyrei
-harmonijka ustna,
-notes,
-2 ołówki,
-bandaże,
-scyzoryk,
-Srebrny wisiorek z niebieską zawieszką w kształcie romba(+100 reiatsu),
-Koń


https://naforum.zapodaj.net/thumbs/023c6c1ac824.jpg



Battle Theme

Offline

 

#72 2016-04-16 13:13:26

 Chinatsa Miyamoto

http://i.imgur.com/g4UtLJM.png

Skąd: Kraków
Zarejestrowany: 2012-09-27
Posty: 702
Imię postaci: Chinatsa Hikari

Re: Bezkres pustyni

Chinatsa przysłuchiwała się wymianie zdań oraz obserwowała ledwie zalążek walki. Po słowach Ayame uniosła rękę i położyła na karku przekrzywiając głowę, aż strzeliły kości. Rana już nie krwawiła i nie bolała tak mocno jak wcześniej chociaż zdecydowanie czuła się osłabiona po tak silnym ciosie. Dziewczyna stała oddalona od pozostałych osób jednak uważnie badała otoczenie lekko zmrużonymi oczami. Oto stoją przeciwko sobie; ona, Hoffman i Ayame oraz Zafkiel i ta dziwna dziewczyna. Ciężko powiedzieć, kto z kim walczy, prędzej przypomina to parodię aniżeli prawdziwą walkę bo tu nie ma konkretnych stron konfliktu. Na pytanie Zafkiela nie odpowiedziała od razu, poza tym, Ayame zrobiła to za nią. Mocniej ściskając kosę zrobiła krok do przodu a potem kolejny i jeszcze jeden tak, że zbliżała się do nich powoli ale stanowczo, choć od czasu do czasu rana dawała o sobie znać i dziewczyna przechylała się lekko w prawo lub w lewo. Mimo to minę miała spokojną, bo ktoś tu musiał mieć nerwy na wodzy.
- Gdyby nie Hoffman, trupem byłabym już wielokrotnie - mówiła nie zatrzymując się a słowa kierowała do Zafkiela. - Zastanawia mnie fakt, że nigdy wcześniej Cię nie spotkaliśmy Zafkiel. To też nie jest twoje imię a ledwo pseudonim. To ty nam nie ufasz nie wyjawiając swojego prawdziwego imienia i powodów, które tak nagle przygnały cię w nasze strony. Skoro tak łatwo przyszło ci nas znaleźć, dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej? Dlaczego nasłałeś na mnie najemników? Widzisz, problem polega nie na tym, że ci nie ufamy ale na tym, że próbujesz nas zmusić do zabicia przyjaciela. - była już całkiem blisko, jednak zatrzymała się i spojrzała tym razem na buntownika i stojącą obok niego Ayame. - Każdy z nas grzeszy ale skoro chcesz osądzać Hoffmana, to ja występuję w roli jego obrońcy.
Kątem oka obserwowała również szaloną dziewczynę. Nie podobały jej się owe pistolety, którymi dysponowała. Przypomniała sobie też, jak za pomocą jednego z nich i Hoffman i jego towarzyszka dosłownie rozpłynęli się w powietrzu.
Przenosząc wzrok na Hoffmana jej usta rozciągnęły się w uśmiechu a twarz przybrała spokojny wyraz.
- "Przysięgam, że będę pani zawsze posłuszny i, że będę chronił panią, dopóki będę mógł oddychać." - spokojnie wyrecytowała dziewczyna wciąż patrząc na Hoffmana i uśmiechając się. Miała nadzieję, że pamięta owe słowa, które sam wypowiedział podczas jej pierwszego pobytu w Kinkakuj-ji gdy zrozumieli, jakie więzi łączą ją z klanem. - "Nie chcę więcej oglądać twoich łez i zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby to się nie powtórzyło."
Zakończywszy jej uśmiech lekko zbladł a oczy zaszkliły się w blasku dnia.
- Przestań się wygłupiać Hoffman i wracajmy w końcu do domu.


"Jeśli mam wybierać między złem a złem, wolę nie wybierać wcale."

Karta postaci
Zanpaktou

Offline

 

#73 2016-04-18 13:11:36

 Hoffman Miyamoto

http://i.imgur.com/g4UtLJM.png

36646198
Call me!
Skąd: Lublin
Zarejestrowany: 2012-04-25
Posty: 2396
Punkty: 33
Imię postaci: Hoffman Moritsu

Re: Bezkres pustyni

Kopnięta kobieta padła ciężko na twardy piasek, obracając się kilka razy wokół własnej osi niczym bezwładna, wypchana kukiełka. Usta Hoffmana skrzywiły się podczas podążania za nią wzrokiem. W jego głowie pojawiła się wizja kontynuowania wcześniej rozpoczętego planu, to jest zaatakowania przeciwnika, jednak ze względu na niedyspozycję jego towarzyszki, obraz kończył się widokiem przebicia ciała przez ostrze Zafkiela. W związku z tą wizją powstrzymał swój zamiar.
Jednak Zafkiel na tym nie poprzestał. Jego ostrze przebiło ciało dziewczyny na wylot, wbijając się nawet w piasek pod nią, barwiąc go na czerwono. Jego ofiara wypluła krew, a jednocześnie, w ramach odwetu uniosła dłoń trzymającą pistolet lufą w jego stronę. Rozległ się huk wystrzału, który jednocześnie wyswobodził ją z opresji. Jej usta skrzywiły się w momencie szybko wyciąganego z jej ciała ostrza.
Hoffman chciał ruszyć jej z odsieczą, jednak w tym samym czasie Ayame pojawiła się tuż za nim. Poczuł się zaskoczony i w pewien sposób przegrany, bowiem na zbyt długą chwilę stracił ją z oczu i wedle jego przekonania, zamierzała wykorzystać chwilę, aby wcielić jego poprzedni plan w życie - zaatakować z zaskoczenia. Nawet nie zdążyłby zareagować. W tej sytuacji wszyscy zapewne zdawali sobie sprawę z tego, iż znajduje się na jej łasce. Jednak mimo tego, dziewczyna nie zaatakowała, co dziwiło go znacznie bardziej, niż jej pojawienie się.
Z każdym kolejnym słowem, jego oczy rozwierały się coraz szerzej ze zdumienia. Nie wierzył w to co słyszy. Pokruszony na kawałki mur ruszył wraz z nurtem rzeki, pozostawiając jedynie niezgrabne resztki.
Wtem ujrzał słup ognia, oraz inferno w jego następstwie. Poczuł się jakby ujrzał gniew boży, a myśl iż tyczy się on jego wrogów, był w tej sytuacji bardzo pokrzepiający.
Kulminacją okazały się słowa Chinatsy. Hoffman doskonale pamiętał swoje słowa, i nigdy nie zamierzał się im przeciwstawiać. Fala większa niż kiedykolwiek zmyła wszelkie pozostałości niegdyś dumnego i potężnego muru - po prostu przegrał z siłą żywiołu. Woda płynęła bez skrępowania dalej, wyciekając pojedynczym, nieśmiałym strumykiem z oka, zwróconego ku przywódczyni. Momentalnie odwrócił głowę, byle by tylko dłużej nie patrzeć na żadną z nich, nie potrafił.
- Miałyście się nie wtrącać. Miało was tu w ogóle nie być. - głos załamał się - Ile jeszcze mam zrobić, jak was zranić, abyście się ode mnie odwróciły...?
Nie oczekiwał odpowiedzi, jednak chciał sobie dać choć krótką chwilę na zebranie głosu, który ugrzązł w gardle. Kiedy już mu się udała ta trudna sztuka, ponownie odwrócił w ich kierunku głowę. Jego uwagę zwrócił wzrok Ayame, toteż zatrzymał się i zanurzył głęboko w jej turkusowych oczach. Widział w nich nieodłączną od dawna pewność siebie, zadziorność, oraz wypływającą falę ciepłego uczucia, które go poraziło. Innymi słowy, widział w nich odpowiedź na swoje pytanie, a otrzymawszy ją, mimowolnie obdarzył obie dziewczyny delikatnym, przyjaznym jak nigdy uśmiechem.
- Wy naprawdę jesteście szalone... - zadrwił, lecz bynajmniej nie złośliwie

Tymczasem, podczas gdy Hoffman nadal korzystał z czasu jaki dała im Ayame swoim atakiem, jego towarzyszka zaczęła podnosić się ciężko i niezgrabnie z ziemi, opierając się wpierw na wyprostowanych rękach. Jej twarz zwróciła się ku oprawcy, i na krótką chwilę, dało się w niej zobaczyć coś przeciwnego do wcześniej reprezentowanej, pełnej pychy postawy. Jej oczy były skupione na przeciwniku i tylko on się liczył. W pewien sposób wydawały się nawet smutne, w tej sytuacji można by powiedzieć, że... typowo ludzkie. Był to dość nietypowy wyraz, i najwyraźniej sama zdając sobie z tego sprawę, dla niepoznaki, mimika jej twarzy ponownie ukazała nieprzyjazny, wrogi grymas.
- Jak śmiałeś...
Jej ton wyrażał rządzę mordu. Zdawała się pragnąć rozerwać na kawałki swojego oprawcę samym dźwiękiem. Reiatsu wokół jej ciała zaczęło wirować intensywniej, wręcz buzować.
Hoffman odczuł jego działanie na sobie i nagle poczuł przeszywający ból głowy, czemu dał wyraz krótkim westchnieniem bólu. Jednak kobieta na tym nie poprzestała. Uniosła jeden ze swoich pistoletów, przykładając koniec jego lufy do swojej skroni.
- Niewybaczalne, niewybaczalne, NIEWYBACZALNE! - wykrzyczała, a po chwili rozległ się huk wystrzału
W tym momencie z jej ciała wyłoniło się inne, takie samo, a cały zabieg w pewnym stopniu przypominał obraz shinigami wychodzącego z gigai. Różnica polegała na tym, iż oba ciała swobodnie się poruszały.
- Zabiję Cię! Zarżnę! - mówiły dwa głosy jednocześnie
Hoffman ni stąd, ni zowąd, nagle skulił się z bólu, wypluwając w kaszlu sporą ilość krwi, która opornie wsiąkała w piasek pod stopami, a za nimi ruszyły wypuszczone z dłoni ostrza, które przed kontaktem z podłożem rozpłynęły się w powietrzu. Następną, znacznie mniej obfitą falę zdążył już zahamować wolną dłonią, choć spomiędzy palców lekko wychylił się kolor szkarłatu.
Niemożliwe, tak szybko? Nie zostało mi wiele czasu. Jeśli szybko czegoś nie zrobię to...
Na chwilę poczuł, iż traci grunt pod nogami. Jego głowa desperacko szukała wyjścia z sytuacji. Wtem poczuł na sobie ponownie spojrzenie dziewcząt. Jego wzrok padł na Ayame wbijając się w nią pewnie i głęboko jak ostatnio.
- Ufasz mi? - zapytał śmiertelnie poważnie, jednak już po chwili sam zdał sobie sprawę z bezsensu zadanego pytania
Nie czekając zatem dłużej, czyniąc je tym samym retorycznym, przyzwał katanę, która wynurzyła się z nad niego, dosłownie znikąd, wpadając wprost do zakrwawionej dłoni. Druga, wolna szybko i pewnie sięgnęła po rękę Ayame. Jego zamiar zranienia jej był widoczny w jego oczach, jednak w przeciwieństwie do poprzednich spojrzeń, tym razem dało się również zaobserwować pewną troskę. Chciał to zrobić szybko aby nie sprawiać dużo bólu i w miarę delikatnie, jednak potrzebował upuścić jej krwi. Miał świadomość, iż jeśli by chciała, mogłaby się wyrwać z jego uścisku, albo zwyczajnie nie dać się złapać, lecz pozostawał w nadziei, że tego nie zrobi.
Niezależnie od rezultatu, ponownie odwrócił się w stronę Zafkiela, a zatem i plecami do dziewcząt. Po raz pierwszy od dawna czuł się swobodnie i bezpiecznie w ich towarzystwie. Czuł, że może obnażyć przed nimi swoją prawdziwą postać i prawdę, którą od dawna przed wszystkimi skrywał. Poczuł, że może im zaufać. Po chwili i w drugiej dłoni pojawiło się ostrze. Obie ręce uniosły się pionowo w górę. Jego oczy porozumiewawczo złapały kontakt wzrokowy z jego nabuzowaną towarzyszką. Niemal niezauważalnie skinęła głową. Ostrze poszło w ruch. Prawa ręka zatoczyła okrąg, biegnąc w kierunku wskazówek zegara.
- Nie wiem kim jesteś i dlaczego chcesz nas pozabijać. Próbowałem Cię zrozumieć, aby się tego dowiedzieć i móc szybciej Cię złapać. Jednak teraz widzę, że dłuższe wysłuchiwanie tych bredni nie ma sensu. Jesteś obłąkany. Zakończę Twoje męki.
Poruszone ostrze ponownie zatrzymało się w pionie.
- Ban-kai.
Katana trzymana w prawej dłoni opadła wraz z całą ręką ku dołowi, by po chwili zostać zastąpiona przez pistolet czarnoprochowy, identyczny wyglądem do tego, który trzymała jego towarzyszka. Ręka ponownie uniosła się ku górze, zataczając tym samym lekki łuk, aż w końcu koniec lufy, skierowany pionowo do góry, podobnie jak ostatnio ostrza, zetknął się ze skórą pomiędzy szyją, a brodą.
- Senritsu Tokitami
Po okolicy rozniósł się huk wystrzału, jednak o dziwo znacznie donośniejszy, i bardziej słyszalny był towarzyszący mu odgłos jednokrotnie uderzającego dzwonu. Hoffman bezwładnie upadł na ziemię. Nie, upadły trzy ciała, wyglądem identyczne do Hoffmana, rozchodzące się w regularnych odstępach odpowiednio na boki i w tył od jego ciała, które nadal stało w tym samym miejscu co poprzednio, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Jedno z nich poruszyło dłonią, aby nagle zacząć się podnosić, a za nim pozostałe. W tym momencie było ich czterech. Wszyscy byli uzbrojeni w dwie katany trzymane w dłoniach, poza ich prekursorem, który trzymał w nich dwie różnego rozmiaru i koloru włócznie - krótszą koloru złotego, zaś dłuższą koloru szkarłatu. Jako jedyny odwrócił ponownie w ich kierunku głowę. Chciał zadać pytanie, na które znał odpowiedź. Dwie odpowiedzi - wyrażającą zgodę, jak i jej brak - obie jednocześnie były dla niego oczywiste. Z jednej strony bowiem, był przekonany, iż zarówno Chinatsa jak i Ayame nigdy nie wybaczą mu tego co zrobił. W tym stanie, w tej chwili nie chciał ich dodatkowo jeszcze o coś prosić. Wstydził się, bał. Z drugiej strony zaś, widział w ich oczach ogrom niemożliwego w ogarnięciu wsparcia, jakie czuł w przeszłości, zatem odpowiedź również była oczywista, zaś pytanie zbędne. W końcu się przemógł.
- Odwrócę jego uwagę, abyście mogły zaatakować i zakończyć to. Pomożecie mi?


Karta Postaci |  Zanpaktou | Klan | Historia |  Kartoteka



[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Offline

 

#74 2016-04-29 19:26:13

 Nassanael

http://zapisz.net/images/726_da3d3021ec520.jpghttp://i.imgur.com/hl2Ru.jpg

21121123
Zarejestrowany: 2012-05-04
Posty: 866
Punkty: 24
Imię postaci: Nassanael

Re: Bezkres pustyni

Zafkiel przyglądał się Tokikami z wyraźną pogardą.
- Żałosne stworzenie. Ty w ogóle jesteś świadoma sama siebie? Jesteś jego niewolnicą, siostrą czy jakąś częścią jego zepsutej duszy?
Nie powiedział już nic więcej. Gdy pomknęły w niego ogniste ataki nie ruszył się z miejsca. Po chwili opadł kurz i dym. A on stał tam gdzie wcześniej. Niedbale zasłaniając się przedramieniem. Na którym miał spalone ubranie i lekko poparzoną skórę. Poza tym Ayame nie zdołała mu nic uczynić nic poważniejszego. Spojrzał właśnie na Nią. Z jednego oka nieprzerwanie ciekła krew. Szybkim ruchem zasłonił drugie i nagle można było poczuć skok energii duchowej. Ayame poczuła jego wzrok na swoim ciele. Dosłownie poczuła. Tam gdzie spoczął jego wzrok wybuchły czarne płomienie. W mgnieniu oka zaczęła się palić na całej prawej nodze, ręce i szyi. Ból był straszny.
Wzrok Zafkiela powoli zaczął przenosić się na Hoffmana stojącego najbliżej podpalonej dziewczyny... Rozdarł się nagle głośno:
- Oboje jesteście tak samo zepsuci i zeszmaceni kłamstwem! Shinigami?! To mają być Bogowie Śmierci? Nauczę Was słuchania w bolesny sposób! A Ty Chinatso popatrzysz jak ojciec zabija syna i jego tanią dziwkę. Jak założyciel klanu wywiera słuszną pomstę na zdrajcy. Bo to ja z Waszej trójki wiem najwięcej o Miyamoto. I wtedy porozmawiamy. Bo może wtedy przejrzysz na oczy. Gdy Ci, którzy Ci je zamglili umrą. Ona zdradzała jego a Ona Ją i Ciebie!! Oboje kłamali a teraz wszyscy mówicie o przyjaźni...Ahahahaaaahaha jesteście tragicznie głupi! I nie macie pojęcia jaką mam nad Wami przewagę.
Ogień na Ayame palił się nieprzerwanie i nie gasł...Ból dziewczyny stawał się nie do wytrzymania...Straciła już całe ubranie w miejscu dziwnego ataku, zaczęła palić się Jej skóra...


W prozie wojny nie ma miejsca na piękno...
KP
Zan
Teka
[Musisz być zalogowany, aby przeczytać ukrytą wiadomość]

Offline

 

#75 2016-05-14 11:11:11

 Ayame Miyamoto

http://i.imgur.com/g4UtLJM.png

40450617
Call me!
Skąd: Warka ok. 60 km od Warszawy
Zarejestrowany: 2012-05-01
Posty: 664
Imię postaci: Ayame Kimura

Re: Bezkres pustyni

-Jeszcze się tego nie nauczyłeś, Hoffciu?
Spojrzała na niego znacząco gdy określił obie dziewczyny jako "szalone". Kimura z pewnością celująco zaliczyłaby wszystkie testy klasyfikujące ją do leczenia w wariatkowie. I nie ukrywała tego. Pluć śmierci w twarz? Jasne, już leci.
Na pytanie Hoffmana czy mu ufa przewróciła tylko oczyskami.
-Nie, coś Ty... Jesteś ostatnią osobą której bym zaufała.- Podstawiła mu rękę wiedząc już do czego jest to mu potrzebne -Trzeba będzie złożyć podanie do banku krwi po kilka litrów dla naszego wampirka.
Ayame gdy tylko poczuła ogień na swej skórze zaklęła cicho. Nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak nagle całą objął ją jasnoniebieski kryształ. Był dopasowany do jej ciała i pomimo swej twardości dziewczyna poruszała się w nim płynnie. Czuła tętniącą ranę którą płomienie zdążyły jej zafundować oraz smród spalonego ubrania. Jednak z tego co Ayame kojarzy kryształ jest na tyle wytrzymały, że powinien poradzić sobie z ogniem.
-Osobiście urżnę Ci głowę. Ktoś sowicie za nią zapłaci a ja za te pieniądze kupię sobie takie ubrania, że dopiero wtedy można będzie nazwać mnie dziwką. A poza tym, no sorry, Hoffman, broń mojego honoru do diabła, wykaż się męskością.
Powiedziała to bez zająknięcia i jakichkolwiek emocji. Nagle ziemia wokół nich zaczęła się trząść. Porządnie trząść. Ayame szykowała się do ataku. Cała czwórka znalazła się w miażdżącym uścisku dwóch ogromnych ścian. Kimura ściszyła głos na tyle by mógł ją słyszeć tylko Hoffman i Chinatsa.
-Bez paniki, panuję nad sytuacją. Pora mu spuścić wpierdol.
I w tym momencie Zafkiela zasypywał grad ostrzy utworzonych z ziemi. Zaraz potem lodowe ostrza przecięły niebo i spadały nieprzerwanym ciągiem na przeciwnika aż w końcu deszcz ognia uderzył w niego. Za Zafkielem utworzyło się wielkie tornado i zmierzało w jego stronę. A Ayame stała niewzruszona pośród gniewu żywiołów które utworzyła.

Muzyka do czytania: Klik


Ekwipunek:
-papierosy i zapałki
-katana
-1 antyrei
-harmonijka ustna,
-notes,
-2 ołówki,
-bandaże,
-scyzoryk,
-Srebrny wisiorek z niebieską zawieszką w kształcie romba(+100 reiatsu),
-Koń


https://naforum.zapodaj.net/thumbs/023c6c1ac824.jpg



Battle Theme

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.turniejefifa.pun.pl www.coremt2-forum.pun.pl www.gamecup.pun.pl www.geodezja2006ns.pun.pl www.vri.pun.pl